Recenzja wyd. DVD filmu

Ucieczka z Nowego Jorku (1981)
John Carpenter
Kurt Russell
Jamie Lee Curtis

Bez sentymentu

Tak się jakoś złożyło, że w zalewie filmów akcji, którymi raczył się mój dziecięcy umysł, zabrakło miejsca dla "Ucieczki z Nowego Jorku" John Carpentera. Z Plisskenem poznałem się więc w
Tak się jakoś złożyło, że w zalewie filmów akcji, którymi raczył się mój dziecięcy umysł, zabrakło miejsca dla "Ucieczki z Nowego Jorku" John Carpentera. Z Plisskenem poznałem się więc w okrutnych czasach XXI wieku, kiedy to nie wszystkie filmy z lat 80. wytrzymują próbę czasu. Przezornie przysposobiłem więc mój organ chłonny do odpowiedniej percepcji dziełka z 1981 roku. Krótko mówiąc, pozwoliłem sobie na dychotomię poznawczą, tj. obciążyłem swoją obojętną perspektywę sentymentalną nutą albo właściwiej: postarałem się o mityczny obiektywizm przy jednoczesnym zrozumieniu dla tych wszystkich, którzy nad podobnymi filmami ronią łezkę albo nawet dwie. Ale to w czasie seansu, a teraz bądźmy jednak szczerzy, lata może i robią swoje, jednak tylko z dziełami przeciętnymi, tudzież zbyt mocno osadzonymi w konkretnym gatunku. Tak właśnie jest z "Ucieczką z Nowego Jorku".

Carpenter zatroszczył się o to, żeby scenariusz był dziurawy jak sito, a więc gotowy na przyjęcie odpowiedniej dozy absurdów, chociaż nie do końca w tym rzecz, ale o tym wspomnę jeszcze później. Mamy więc lata 90., Manhattan zamieniony w wielkie więzienie ogrodzone murem i prezydencki samolot, który za sprawą terrorystki (uwaga: białej! – ciekawostka socjologiczna) rozbija się w tymże jakże nieprzyjaznym miejscu. Prezydenta (Donald Pleasence) asekuracyjnie umieszczono jednak wcześniej w kapsule, toteż unika śmierci. Szczęśliwie jest też wyposażony w nadajnik, który umożliwia jego zlokalizowanie i tutaj optymistyczne akcenty już się kończą. Termin ważności prezydenta kończy się po 24 godzinach, czyli po międzynarodowym spotkaniu na szczycie, od którego zależą losy świata. Policja i władze zrobią wszystko, żeby wydostać głowę państwa przed czasem. Na miejscu spotyka ich jednak rozczarowanie. Dostają prezydenta, ale nie w komplecie, tzn. wyłącznie jego palec wskazujący, mało tego dostają też bonusowo 20 sekund na opuszczenie wyspy. Jedyna nadzieja w deus ex machina, tzn. w byłym bohaterze wojennym, Plisskenie (Kurt Russell), który ma właśnie trafić do paki. Łaskawie otrzymuje jednak szansę na wolność, o ile wyprowadzi prezydenta w ciągu 24 godzin. No i... akcja!

To, co zwraca uwagę w dziełku Carpentera poza stroną wizualną, to luźne podejście do kreacji postaci. Ich historie nie są budowane przy pomocy fabularnego rozwoju i narastania kontekstów w obrębie dzieła, lecz wyjęte z szerszego uniwersum. Pojawiają się nagle wyposażeni w pewien biogram oszczędnie dozowany odbiorcy i równie nagle znikają. W ten sposób łatwo zbudować bez większego wysiłku pewną historię, wszak relacje między bohaterami, ich sylwetki, charakterystyka zbudowane zostały (hipotetycznie oczywiście) poza filmem. W "Ucieczce z Nowego Jorku" widzimy tylko wycięte z szerszego uniwersum figury. Przekłada się to oczywiście na scenariusz, bardzo płytki i wyrywkowo posiłkujący się poszczególnymi bohaterami filmu.

Filmy takie jak "Ucieczka z Nowego Jorku" braki w scenariuszu nadrabiają jednak często stroną wizualną i nie chodzi tu tyle o efekty specjalne, co o zajmujący wyobraźnię pomysł na kreację przedstawionego świata. Dzieło Carpentera wpisuje się w postapokaliptyczne, cyberpunkowe klimaty i w tym główny jego urok. Szczególnie początek filmu może budzić uzasadnione nadzieje. Im bardziej jednak w głąb dzieła, tym bardziej traci ono swoją mroczną cyberpunkową aurę, ukierunkowując się w stronę jarmarcznej odmiany tego nurtu. Można tylko żałować, że Carpenter nie wyeksploatował mocniej brudnej i ciemnej stylistyki cyberpunkowej, w którą obfitują sceny przedstawiające nam pierwsze kroki Plisskena na Manhattanie. Bo i co mamy potem? Ano robi się przaśnie i kiczowato. Przede wszystkim dochodzi do demistyfikacji całej ferajny księcia Duke'a (Isaac Hayes), z nim samym włącznie - okazują się błazeńską bandą z cygańskim królem na czele, całości dopełnia jeszcze poczciwa twarz Harry'ego Dean Stantona w roli Harolda Helmana i Plissken, który z uporem cedzi słowa przez zęby, wprowadzając się w tryby autoparodii, chociaż niektórzy mówią, że Russell dopuścił się tego dopiero w "Ucieczce z Los Angeles". Zapomniałem o czymś? Tak, jest jeszcze znak markowy Carpentera, czyli tandetny, syntetyczny minimal, który podnosi ciśnienie fanom "Coś"; tutaj też dostaniemy taką szeroką gamę dźwięków z syntezatora dla przedszkolaków, co doskonale koresponduje z przaśną stroną "Ucieczki z Nowego Jorku".

Sentymenty można mieć nawet dla kina klasy "B", a jakby nie spojrzeć, z takim mamy do czynienia w tym wypadku. I o tej klasie wcale nie decyduje taki, a nie inny gatunek, wszak cyberpunkowe SF także jest reprezentowane godnie przez obrazy aspirujące do miana arcydzieł, jak chociażby "Łowca androidów". Ułomność "Ucieczki z Nowego Jorku" leży raczej w przeroście formy nad treścią, tzn. w wejściu na ścieżkę autokarykatury i autodemaskacji w przestylizowaniu, co gorsza przerost ten wcale nie znalazł odbicia w walorach, jakimi powinien cieszyć się dobry film akcji. Myślę, że to, co każe wielu osobom patrzeć przychylnie i z rozrzewnieniem na ten film, to właśnie jego stylistyczna przesada i związana z nią nieporadność. O wielu dobrych filmach z przeszłości można powiedzieć dzisiaj, że tak już się nie kręci i podnosi to tylko wartość danego filmu w naszych oczach, ale jak widać na przykładzie "Ucieczki z Nowego Jorku", o wielu przeciętnych dziełach też można powiedzieć to samo i skutki będą podobne. Tak, film Carpentera ma swój urok, ale nie windujmy go zbyt wysoko, bo na to nie zasługuje.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 1997. Przestępczość na terenie Stanów Zjednoczonych wzrosła do tego stopnia, że rząd zmuszony był... czytaj więcej
"Ucieczka z Nowego Jorku" to największy sukces kasowy uznanego reżysera – Johna Carpentera. Film na stałe... czytaj więcej
Jest koniec XX wieku. W Stanach Zjednoczonych ciągle przybywa przestępców, dla których powoli zaczyna... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones