To nie tak. Bóg bez przerwy mówi, nieustannie przemawia - całym bogactwem niezwykłej rzeczywistości świata.
Tylko ludzie są głusi - bo przestali słuchać Rzeczywistości, zadowalając się hałasem banalnej codzienności i zagłuszaniem bólu narkotykami używek...
Ale chowanie głowy w piasek nie ratuje tyłka przed gwałtem.
Tylko odwaga poszukiwania prawdy może doprowadzić do odkrycia Sensu!
Filmowy "profesorek" uważał się za inteligentnego realistę - a był w sumie niewolnikiem jednej, ograniczonej, ciemnej interpretacji -
ślepej na blask prawdy, której odbicie nosił już w sobie...
To, że nie widzisz słońca, nie znaczy, że ono nie istnieje.

Nie myndruj, dzisiaj jestem pijany meczem, przepraszam, jutro odpowiem

Słońce widzę codziennie.

To że słońce jest, nie znaczy że należy mu przypisywać moce nadprzyrodzone. Podobnie jak z naszymi braćmi mniejszymi. Jakim jest świat owada i jakież może on nam przypisywać znaczenie? Może jesteśmy dla niego tylko wielkim cieniem, a cały świat powyżej jego bytu jest niemożliwy? Pan Ciemny nie był tutaj ciemny Mocą Złą, tylko odrzucał dywagacje nad Mocą Dobra, jako siłą sprawczą i kołem zamachowym wszystkiego. Jak sam stwierdził, błędem jest bronienie faktu nieistnienia czegoś, bo się człowiek zapętla.

Dokładnie. Ale film jest znaczący przez to, że jako jeden z nielicznych podejmuje wielki temat: jaki jest sens życia, i czy w ogóle jest sens żyć...
Znakomitość filmu polega na zderzeniu dwóch postaw: Black reprezentuje świat ludzi wierzących w Boga (gł. chrześcijan) i dlatego wierzących, że życie ma sens, spełniając się teraz i po śmierci w Bogu - a "biały profesorek" White reprezentuje świat współczesnej inteligencji i "elit" zachodu, które jednak są w większości materialistyczne, ateistyczne i niewierzące w jakikolwiek wyższy sens - co znakomicie wygrywa swoją rolą Tommy Lee Jones.
Mało kto miał odwagę powiedzieć te rzeczy w kinie tak otwarcie - dlatego brawa dla T.L. Jones' a !

yyy, no nie. jestem agnostykiem. w dupie mam kulturę zachodu. równocześnie nie chcę, by przytulał mnie jakikolwiek bóg. jestem - niestety nad wymiar - empatyczny, wprost czerpiąc radość z altruizmu. niemniej nie wynika to z zasad religijnych i boskich przesłań. ot tak mam i już. ba - nie zastanawiam się "dlaczego?" bo i...po co? czy inteligencja li tylko prowadzi mnie do wywodu, że boga nie ma? hehe - powiedziałbym, że moralność głównie. i przyglądanie się wyznawcą bogów wszelakich. wyższy sens? a cóż to za figura? równie dobrze działania ku chwale i przypodobaniu się potężnej istocie można wyśmiać, bo sensu ( także wyższego ) ma niewiele. the meaning of life? always look on the bright side of life! dobrym trza być, nie krzywdzić, kochać. a bóg? jeśli jest, to na pewno nie jest idiotą. i już będzie wiedział, co z tym zrobić. aaa - świetny film!

Widzę, że mózgu raczej nie używasz... Jesteś blondynką?

Tak. i?

I wszystko jasne :)

No fakt - oświecony Wszelkimi Najprawdziwszymi Prawdami - nie potrafisz nawet odpowiedzieć na prowokacyjnego posta i wejść w polemikę. Dla mnie możesz być homoseksualistą, czarnym, muzułmaninem ( wiem, wiem - przesadziłem..), ba - nawet nie być patriotą, a i tak chętnie poczytam, co masz do napisania. Uwaga, uwaga - nawet będę z Tobą szczera.Szczery. Gubię się... To pewnie przez fryz, sorry.

Sorry, ale Twój poprzedni wpis tak mnie osłabił, że musiałem odreagować :)
A na poważnie - od początku ludzkości nawet najbardziej prymitywni praludzie używali mózgu na tyle poprawnie, aby z obserwacji cudownie niezwykłego świata dojść do prawdy o istnieniu Koniecznej Przyczyny tego świata, czyli Boga.
To dopiero współcześnie "oświecone płaszczaki" przestały używać mózgu do refleksji nad istnieniem i najprostszych operacji logicznych, które zastąpił kalkulator, a potem komp...
Każdy myślący i czujący człowiek w obliczu śmierci zastanawia się nad sensem swego życia i szuka ocalenia w miłości sięgającej aż poza granice śmierci...

Hmm - "osłabił", bo myślę i czuję inaczej? Bo kpie i prowokuje do dyskusji. No to smutne, powiem Ci..
Trochę dogmatem mi tu zajeżdża, nie uważasz? I brakiem szacunku. Bycie "dobrym" nie oznacza akceptacji istnienia jakiejkolwiek istoty sprawczej. Ani z tego nie wynika. Chcesz mi powiedzieć, że wiara wynika z "mózgu", "myślenia", "inteligencji"? Hehe - to by moich kościelni znajomi mieli zagwostkę, bo próbując mnie "nawracać", tłumaczą mi raczej wagę i zasadność 'WIARY". Na tym się to opiera - nie widziałeś, nie masz dowodów empirycznych, a wierzysz.. Że zacytuję: "Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli".
Sorry, ale to, że człowiek nie potrafi niektórych rzeczy objąć rozumem, jeszcze nie jest dowodem na istnienie boga. Jaki piękny, potężny czy niesamowity by nie był wszechświat.
To jedynie dowód na to, jaki piękny, potężny i niesamowity jest.

Nie zamierzam Cię nawracać, tylko pokazuję, że wszystkie drogi myślącego, czującego, kochającego i inteligentnego człowieka prowadzą do prawdy o istnieniu Boga.
Cały wszechświat materialny i cały człowiek ze swoim wymiarem duchowym, są dowodami na istnienie Boga, a jeśli tego nie widzisz ani nie czujesz, to współczuję ślepoty intelektualnej i egzystencjalnej...
Nawet guru ateistów i agnostyków, Sartre powiedział kiedyś: " Nawet jeśli Boga nie ma, wszystko we mnie woła do Boga".
Jeśli w tobie nic nie woła, to współczuję głuchoty i życzę przebudzenia...
A skoro cytujesz Ewangelię i słowa błogosławieństw samego Jezusa, to chyba w Niego jakoś wierzysz ?

O M wodnik szuwarek!!!
Primo - przestań mnie obrażać, bo skończę tę rozmowę.
Secundo - cytowanie przez mnie biblii służy pokazaniu Ci już nie tylko hipokryzji Twego wywodu, co totalnego braku logiki. Pierwszy raz ktoś próbuje mnie przekonać, że "wiara" to kwestia "myślenia". Czy uważasz, że znajomość biblii co niby - dyskwalifikuje mnie?
Tertio - non stop uogólniasz. Nie jest Ci ciężko tak żyć?
Quatro - nie używaj sformułowań których znaczenia nie rozumiesz lub nie znasz, proszę.
Quinto - przypomniałem se liczby po łacinie - dziękuję!
Sexto - pierwszy raz na tym portalu zacząłem się zastanawiać, ile lat ma mój rozmówca..